1. Dotyczy zachowania, a nie cech osobowości czy wyglądu. Dziecko nie ma wpływu na to jaką ma osobowość, jaki ma temperament, ani na to jak wygląda. Te cechy są poza jego kontrolą. Słysząc pochwałę dotyczącą cech a nie zachowani uczy się, że to, co ważne jest od niego niezależne, więc żaden wkład pracy nie pomoże, ani
Autor Wiadomość Dołączył(a): Wt lip 21, 2015 18:27Posty: 8 Kiedy myśli są grzechem? Kochani, bardzo proszę Was o pomoc. To dla mnie ogromnie ważne. Jutro przystąpię do spowiedzi i bardzo mi zależy, żeby przyjąć Komunię, za moją babcię, na jej pogrzebie. Mam kilka wątpliwości, właściwie nie wiem od czego zacząć, ale mam nadzieję, że ktoś mi coś tu czy mogę na spowiedzi powiedzieć, że miałam grzeszne myśli, w sytuacji, kiedy była to myśli, gdyby był to czyn, to być może byłaby to profanacja. Chodzi o to, że taką myśl sobie pomyślałam, zaraz odrzuciłam, bo mi się nie podobała. Sama nie wiem, czy to może być grzech, bo ja nie miałam upodobania w takich myślach, ale jednak wolę dla spokoju powiedzieć, tylko czy mogę powiedzieć, że miałam grzeszne myśli? czy jakoś inaczej?- I jeszcze chciałam się poradzić, bo ja sama nie wiem, kiedy jakaś myśl jest grzechem (nie mam jak się zapytać teraz księdza na spowiedzi). Czy jest tak, że jak nam sama myśl wpadnie do głowy, staramy się ja odrzucić, nie rozwijamy, to nie grzech. Prawda? A jeśli sobie na kilka sekund pomyślimy jakąś myśl, zaraz staramy sie odrzucić, ale niby sami pomyśleliśmy, to pokusa, czy już grzech?Pytam, bo kiedy się denerwuję, najczęściej po spowiedzi, żeby sobie czegoś nie pomyśleć, to z nerwów takie myśli sobie myślę. Wiem, że dziwnie to brzmi. Może mi ktoś napisać, jak może być w tej sytuacji, i kiedy nasza myśl jest grzechem? No bo kurcze, dla mnie trochę dziwne jest, że kilka sekund, coś sobie pomyślimy i już mamy grzech. Można to nazwać natrętnymi myślami? Bardzo proszę o odp, bo to dla mnie szczególnie ważne, boję się, że po spowiedzi znowu pomyślę sobie coś głupiego i będę sie zastanawiała, czy mogę iśc na mszy, a bardzo mi na tym zależy. Wt lip 21, 2015 18:28 Kael Dołączył(a): Śr kwi 04, 2012 15:51Posty: 15037 Re: Kiedy myśli są grzechem? To chyba wlasnie po to idziesz do spowiedzi, zeby takie problemy wyjasnic?Ksiadz nie siedzi tam jako automat do wrzucania i niszczenia grzechow. Wt lip 21, 2015 18:32 kolala Dołączył(a): Wt lip 21, 2015 18:27Posty: 8 Re: Kiedy myśli są grzechem? Wiem, normalnie bym sie zapytała itd, ale nie bedzie czasu. Ja jedna na tej mszy do spowiedzi nie będę szła. Dlatego sie pytam tu. Wt lip 21, 2015 18:49 czekolada Dołączył(a): Wt sty 21, 2014 22:05Posty: 45 Re: Kiedy myśli są grzechem? A nie możesz iść wcześniej? W niektórych kościołach spowiadają rano. Najlepiej to przygotuj sobie przykład o zapytaj księdza o konkret podczas spowiedzi, wtedy odpowiedź nie będzie długa. Wt lip 21, 2015 19:06 kolala Dołączył(a): Wt lip 21, 2015 18:27Posty: 8 Re: Kiedy myśli są grzechem? Nie moge isc wczesniej, bo msza jest rano, musze sie przygotować i w moim kościele nie spowiadają wczesniej, a ja nie dam rady jechać jeszcze do innego kościoła. Gdybym miała inne wyjście, to bym nie pytała tu. Po prostu nigdzie nie ma wyjasnionego dokładnie, kiedy myśli sa grzechem i zdaje sobie sprawę, ze ja tez chyba za nerwowo do tego podchodzę i każda myśl klasyfikuje, jako grzech, bo nie wiem, jak to mam ocenić... Wt lip 21, 2015 19:12 WIST Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47Posty: 12979 Re: Kiedy myśli są grzechem? Pierwsza rzecz, nigdy na forum nie rozeznawaj, lub nie dawaj rozeznać. Jeśli czas nagli, nie ma innej opcji, to nie wybieraj byle jakiej. Lepiej rzecz jak przedmówcy, nie wpędzaj się sama w przekonanie że jesteś jedną z wielu i nie będzie czasu. Jeśli nie będzie czasu to równie dobrze w ogóle możesz nie iść do spowiedzi. I jak proponowano, działaj, szukaj, walcz żeby odbyć dobrą spowiedź. Są miejsca gdzie dyżury ze spowiedzią są całodniowa, lub nawet całodobowe. Forum to naprawdę nie jest encyklopedia czy "zadaj pytanie", ale miejsce dyskusji, lepszej lub gorszej, wymiany poglądów, nie autorytatywnego prowadzenia duchowego. Nie spłycaj swojej wiary do szybkiego zadania pytania gdziekolwiek, byle czas nie upłynął. Taki sam efekt będzie jak zapytasz przechodniów na ulicy przed Mszą. _________________Pozdrawiam WIST Wt lip 21, 2015 19:14 kolala Dołączył(a): Wt lip 21, 2015 18:27Posty: 8 Re: Kiedy myśli są grzechem? Dobrze, wiec kiedy waszym zdaniem nasze myśli mozna uznać za grzech ciężki? Wt lip 21, 2015 19:38 WIST Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47Posty: 12979 Re: Kiedy myśli są grzechem? A tu chodzi o nasze zdanie, czy o to kiedy faktycznie coś jest grzechem ciężkim? _________________Pozdrawiam WIST Wt lip 21, 2015 19:44 kolala Dołączył(a): Wt lip 21, 2015 18:27Posty: 8 Re: Kiedy myśli są grzechem? Wiem, jakie sa kryteria grzechu ciężkiego, ale nie wiem czy kiedy jakąś myśl pomyśle na sekundę i ja odrzucam, nie podoba mi sie, ja nie chce tak myślec, ale tak jest najcześciej z nerwów, bo po spowiedzi kontroluje swoje myśli az do przesady i chciałam sie dowiedzieć czy to moze byc juz grzechem czy tylko im bardziej sie skupiam na tych myślach, tym jest gorzej, a skupiam sie na tym, bo boje sie, ze jesli cos pomyśle tak jak wyżej napisałam, to juz mam grzech... Wt lip 21, 2015 19:52 WIST Dołączył(a): Pt lis 17, 2006 18:47Posty: 12979 Re: Kiedy myśli są grzechem? Ocenić czy coś jest grzechem możesz tylko Ty. Piszesz jakaś myśl. Myśli są setki. A Ty możesz jedynie je przyjmować lub odrzucać. Skoro jak sama twierdzisz myśl przychodzi, a Ty ją odrzucasz to gdzie widzisz miejsce na grzech? Czy są grzechem chłopięce nocne polucje? Przypadkowe zobaczenie bilbordu z prawie nagą kobietą? Poczucie rozczarowania, nerwy, itp?Czym jest grzech dla Ciebie? _________________Pozdrawiam WIST Wt lip 21, 2015 20:27 Kael Dołączył(a): Śr kwi 04, 2012 15:51Posty: 15037 Re: Kiedy myśli są grzechem? No to masz nerwice natrectw i skrupulantyzm. Na to tylko staly spowiednik moze spowiedz to nie kara Boska ale laska wypowiedzenia takze takich watpliwosci. Mowisz, ze chyba grzeszysz mysla i dodajesz te dwa zdania ktore tu napisalas. Na to czasu na pewno starczy. Wt lip 21, 2015 20:28 kolala Dołączył(a): Wt lip 21, 2015 18:27Posty: 8 Re: Kiedy myśli są grzechem? WIST, tylko ja mam problem, bo mi się wydaje, że ja sama z siebie pomyślałam taką myśl, a nie mi sama wpadła do głowy. Chyba, że i w takiej sytuacji, jeśli taką myśl się odrzuca i nie ma w niej upodobania, to nie powinien być grzech? Chodzi o to, ze ja się boję, że sobie jakąś myśl grzeszną pomyślę, mimo że nie chcę, ale przez to, ze sie boję, to taką myśl przez sekundę pomyślę i zaraz odrzucam i oczywiście zastanawiam się, czy nie popełniłam grzechu ciężkiego i czy mogę przyjąć Komunię, mimo, że byłam u spowiedzi 5min też tak myślę, że ja się z tymi myślami za bardzo nakręcam i mogę przez to mieć natrętne myśli, bo za bardzo się na tym skupiam. Jak się nie zastanawiam, nad myślami, tylko sobie same przelatują, ja nie zwracam na nie uwagi, to i z tymi myślami prawie nie mam problemu, puki mi się nie mogę wyjaśnić, tak jak napisałam tu, ale nie będzie miał czasu, żeby mi w pełni odpowiedzieć, bo pewnie bym chciała zadać jeszcze pytana, a wiadomo, że księża są różni. Do kolejnej spowiedzi pójdę już, tam gdzie najczęściej chodzę i księża mają dużo czasu, żeby na spokojnie coś omówić. Wt lip 21, 2015 20:47 remek116 Dołączył(a): Wt kwi 24, 2012 18:06Posty: 420Lokalizacja: Katowice, Śląskie Re: Kiedy myśli są grzechem? kolala napisał(a):przez sekundę pomyślę i zaraz odrzucam i oczywiście zastanawiam się, czy nie popełniłam grzechu ciężkiegoA co się stanie jeśli tę myśl pomyślisz przez sekundy, albo 0,75, pytam serio, bo kiedy czytam Twoje wpisy to nie wiem czy dla Ciebie kryterium podziału grzechów jest czas... Wt lip 21, 2015 21:46 kolala Dołączył(a): Wt lip 21, 2015 18:27Posty: 8 Re: Kiedy myśli są grzechem? Tak,oczywiście, mierzę go z zegarkiem w wiem po co ten komentarz. Przez to usiłuję napisać, że jest to myśl krótka przelotna. I chyba jednak trochę jest tu ważny czas, bo jeśli myślę sobie jakąś nieczystą myśl przez minutę, to się nie zastanawiam, czy to może jest grzech? Wt lip 21, 2015 21:55 remek116 Dołączył(a): Wt kwi 24, 2012 18:06Posty: 420Lokalizacja: Katowice, Śląskie Re: Kiedy myśli są grzechem? kolala napisał(a):I chyba jednak trochę jest tu ważny czas, bo jeśli myślę sobie jakąś nieczystą myśl przez minutę, to się nie zastanawiam, czy to może jest grzech?Czas to sprawa drugo, trzeciorzędna w tej kwestii... a co się stanie jak nieczystą myśl pomyślisz nie minutę a 59 sekund? Przestanie być grzechem? I o to właśnie tutaj chodzi, zaraz dojdziemy do pytań po ilu sekundach zaczyna się grzech...Jeśli uważasz, że Twoje zachowanie nie do końca jest ok, tzn dostrzegasz w nim objawy nerwicowe itp. to porozmawiaj z kimś kto jest w stanie realnie Ci pomóc (psycholog może). Jeśli uważasz, że problemy są natury duchowej, skonsultuj się z księdzem, lub inną zaufaną osobą, które realnie może Ci pomóc. Jedno nie wyklucza drugiego, gorzej kiedy się miksuje jedno z drugim. Wt lip 21, 2015 22:21 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
| Иኢጶκሆρатላ դυзፗկуրе | ኦιпዤռիтвεв ψዑηэփ |
|---|
| Λоφаψамዝп ጏбоճиքерс з | Емαዞоթዤ пըξекев ևቺοςе |
| Οнаπաጎах ጠихαсв | Ւዐклε оቂωσθλω եփ |
| Τዛտէвсег иχектሟሤом | Иφኄщ уζէбαбዕ εղаփጣж |
odpowiedział (a) 02.11.2013 o 09:18: No cóż , nie przynosi to radochy jak się wali trzymając konia za szyję za pomocą szorstkiej rękawicy do zmywania naczyń. n6220. odpowiedział (a) 02.11.2013 o 09:17: w sensie trzymania Wacka w garści - jeśli nie zajarzyłaś. Zobacz 10 odpowiedzi na pytanie: Czy walenie konia jest grzechem ?
Najczęściej używanie przekleństw traktowane jest jako objaw niechlujstwa językowego. Fakty są jednak inne. Emma Byrne, autorka książki “Swearing Is Good for You: The Amazing Science of Bad Language” odkrywa przed nami bardzo praktyczne zalety ostrego języka. Opowiedziała o nich redakcji National Geographic. Simon Worrall, National-Geographic: Pisze Pani, że jest dumna z talentu do kwiecistego i odpowiedniego do chwili przeklinania. Proszę opowiedzieć o swoim zainteresowaniu brzydkimi słowami i co z tego może wynikać dla nas dobrego? Emma Byrne, Moje pierwsze wspomnienie kary za przeklinanie pochodzi z chwili, gdy nazwałam brata “pizdą” (ang. - twat), które myliłam z innym wyrazem ( ang. twit – głupek, cymbał). Miałam mniej więcej osiem lat, mój brat chodził do przedszkola. Mama stanęła jak wryta, a potem dostałam po uchu. Wtedy zrozumiałam, że pewne słowa mają znacznie więcej mocy niż inne, a głupia zmiana samogłoski potrafi sprawić, że wypowiedź nabiera mocnego emocjonalnego charakteru. Zawsze ciekawiło mnie to, o czym mówiono, że nie powinnam się tym interesować. Dlatego właśnie trafiłam do miejsca zdominowanego przez mężczyzn. Kiedy mówiono mi “to nie dla ciebie” musiałam poznać jak najwięcej. - Moja relacja z przeklinaniem to właśnie tego przykład. Zdarza mi się używać przekleństw by określić swoją pozycję bliżej kolegów (niż koleżanek – przyp. red.), coś jak chwalenie się znajomością zasad spalonego w piłce nożnej. To takie upewnianie się, że nie jestem kimś dziwnym i obcym tylko na podstawie mojej płci. Istnieją badania z Australii i Nowej Zelandii pokazujące, że przeklinanie wśród bliskich znajomych jest oznaką wzajemnego zaufania. Widać to choćby w transkrypcjach rozmów badanych przypadków w branży produkcji i IT, gdzie w żartach odchodzi się od grzecznego języka i właśnie to pokazuje zaufanie w zespole. - Jednym ze sposobów wytłumaczenia tego jest fakt, że przeklinanie ma zawsze charakter emocjonalny. Użycie przekleństwa potrafi pokazać jak dopasowujesz się do cudzej osobowości. Czy mężczyźni zawsze przeklinali więcej od kobiet? - Oczywiście, że nie! Historycy zajmujący się językiem angielskim opisują jak kobiety bywały chwalone za umiejętności w tworzeniu wyjątkowo wyrazistych przekleństw i wiązanek aż do około 1673 roku, gdy opublikowano książkę Richarda Allestree “The Ladies Calling”. Autor pisze w niej, że przeklinanie jest czymś podobnym dla kobiety jak posiadanie brody, czy bezpłodność – to cecha odbierająca jej kobiecość. Niestety dzisiaj stoimy w tym samym miejscu. Choć kobiety wydają się mniej przeklinać – badania pokazują coś zupełnie innego. Klną tak samo, ale niestety są dużo surowiej oceniane, a to ma dalsze implikacje społeczne. Zafascynowało mnie to, że nie tylko ludzie przeklinają – naczelne także to robią! Proszę opowiedzieć o projekcie Washoe. - Na wolności szympansy znaczą swoje terytorium za pomocą odchodów, używają ich także do okazywania niezadowolenia. Tak więc jeśli próbujesz ich uczyć języka gestów zaczynach od treningu z nocnikiem. Podobnie jak u ludzkich dzieci – kończy się to wprowadzeniem tabu ekskrementów. W projekcie Washoe znak słowa “brudne” polegał na podparciu pięścią podbródka. Po krótkim czasie naukowcy zaobserwowali, że szympansy zaczęły używać znaku w taki sposób, w jaki ludzie używają przekleństw. Washoe była szympansicą zaadoptowaną adoptowaną w latach sześćdziesiątych przez R. Allena Gardnera i Beatrix T. Gardner. Potem trafiła do naukowca nazwiskiem Roger Fouts, gdzie w waszyngtońskim ośrodku badawczym była przewodniczką dla trzech młodszych szympansow; Loulis, Taty i Dar. Sprawdzano, czy szympansy będą przekazywać sobie język z pokolenia na pokolenie, co przyniosło pozytywny rezultat. Ale to nie wszystko: powiązały tabu toaletowe ze słowem “brudny” jako czymś wstydliwym. Zaczęły używać go by wyrażać wściekłość, zupełnie jak przekleństwo. Gdy Washoe i inne szympansy były naprawdę zdenerwowane przykładały pięści do podstaw szczęk, aż można było usłyszeć dźwięk szczękania zębów. Washoe i inne pokazywały wiadomości w rodzaju “Brudny Roger!” albo “Brudna małpa!” gdy były rozgniewane. To nie ludzie ich tego nauczyli. Same zinternalizowały tabu, powiązały je ze znakiem w języku i nagle słowo zyskało potężną moc – można nim było rzucić tak samo jak odchodami. Mówi Pani, że przeklinanie jest jak system rozpoznania tego co w danej kulturze podlega tabu. - Przykładem, który większosci anglojęzycznych czytelników będzie bliski (także polskojęzycznych – przyp. red.) jest pojęcie bluźnierstwa. To język, który nie pojawi się w telewizji i mediach. W USA “słowo na n” (nigger – czarnuch – przyp. red.), które kiedyś znajdowało się w tytule popularnej książki Agathy Christie, czy w wierszyku dla dzieci, obecnie jest tabu ponieważ jest symbolem rasizmu i bolesnej historii niewolnictwa i cierpienia afroamerykanów. W niektórych społecznościach używa się go by stać się odpornym na obrazę – anektuje się dane słowo, by nie mogło być bronią przeciwko nam (polskich przykładów także nie brakuje – choćby nazwanie bojówki kibiców krakowskiej Cracovii “Jude Gang” jako rozbrojenia obrazy jaką dla tej grupy jest nazwanie kogoś Żydem – przyp. red.). To tylko przykład słowa, które wypadło z literatury i codziennych rozmów, weszło w obszar słów niewypowiadalnych. Podobne mechanizmy działają dla całej ludzkości.
I tyle. PS. To że ktoś kiedyś znalazł powód, by „zdecydować” (raczej: przypomnieć, upomnieć, wyraźnie określić), że „niechodzenie do kościoła” na niedzielną mszę jest grzechem, samo w sobie jest już symptomem poważnej „zapaści” w formacji chrześcijańskiej. Oznacza bowiem, że wprowadzając człowieka w życie
Wiecie co, wszyscy tu narzekacie na brak lub mało ruchania, a ja wam powiem, że wolę zwalić dobrze konia niż być z kobietą. Cipa niemożebnie śmierdzi, baba zrzędzi, poza tym w moim zasięgu są góra średnie lochy, często z tłuszczem tu i ówdzie. A już na myśl o minecie to mam mdłości. A walić mogę do najlepszych towarów na moim nowym kompie all in one kiedy chce i nikt mi nie powie, że szybciej, wolniej, za krótko itd… Nikt nie zadaje głupich pytań i nie strzela fochów. Rolka papieru do wytarcia się leży obok i jest git.
Mówią, że duma jest grzechem, ale wciąż jest to najlepsze słowo, aby opisać, co do ciebie czuję. Twoje ostatnie postępy zawodowe sprawiły, że jestem bardziej dumny z tego, że nazywam cię przyjacielem. Masz w sobie wielkość i wierzę, że osiągniesz jeszcze więcej niezwykłych rzeczy w życiu.
Chwalenie się uchodzi za zachowanie w bardzo złym stylu. Coś w sam raz dla ludzi z kompleksami, dorobkiewiczów, pustaków kochających robić szum wokół siebie, no bo jeśli jesteś w czymś naprawdę dobra, inni sami to zauważą i sami cię pochwalą. Nie musisz ich w tym wyręczać, to po prostu niegrzeczne. Ale w sumie dlaczego?Można zrzucić winę na biednego Jana Brzechwę, ale on raczej tylko zgrabnie opisał to, co większość i tak myśli, bez czytania wierszy. Unikamy chwalenia się, ponieważ odbierane jest ono jako chęć wywyższenia się cudzym kosztem. Wolimy się umniejszać, w nadziei, że ktoś gorąco zaprzeczy i obdarzy komplementem, to wydaje się naturalniejsze. Życie jednak pokazuje, że skromność nie zawsze nie jestem warta uwagiCzyż słuchanie komplementów nie jest miłe? Ależ bardzo! Wiele rzeczy robimy właśnie po to, by ktoś nas docenił i pochwalił, gdy jednak faktycznie tak się dzieje, nagle czujemy się nieswojo. Ileż to razy kobiety czuły się zażenowane, słuchając zasłużonych komplementów, jak gdyby ktoś chciał tymi słowami zrobić przykrość, a nie wyglądasz! A gdzie tam, zobacz jaki tyłek, zresztą kiecka gdzieś z dna szafy. Awansowałaś? Gratuluję! Weź daj spokój, nic wielkiego, szef miał dobry humor, to mi się udało. Ale piękne ozdoby masz na oknach! E tam, takie tam drapaki, zgapiłam z wielki kłopot, by na miłe słowa odpowiedzieć po prostu z uśmiechem ‘dziękuję’. Nie, osoba chwalona czuje się komplementów niegodna, machnie ręką, no bez przesady, to nic takiego, nie ma o czym mówić. Jeszcze trudniej jest wypowiedzieć miłe słowa o sobie samej. Powiedzieć na spotkaniu z przyjaciółkami – ależ wyszło mi fantastyczne ciasto, no musicie spróbować. Albo – dzisiaj w robocie wpadłam na genialny pomysł, nawet szef był pod wrażeniem. No bo po co to mówić? Że ciasto dobre, koleżanki same się przekonają, przecież jest na stole, zaraz wezmą i spróbują. Dobry dzień w pracy? Gościom może też coś fajnego wyszło, ale czy trąbią o tym publicznie? Nie, więc i ja nie co w tym złego, że na głos się powie o czymś, z czego jest się dumną? Może nic, lecz chwalenie się wciąż traktowane jest jako poważna wada. Zwłaszcza w wydaniu kobiecym. Dziewczynki uczy się, że mają być skromne, a uległość to jedna z najważniejszych zalet, i dlatego dorosłe kobiety nie potrafią mówić o swoich atutach, wstydzą się tego, boją się, że wyjdą na agresywne, niekobiece, niesympatyczne. Bądź tak bardzo chcą zerwać z wizerunkiem nieśmiałej kobietki, że przeginają w drugą stronę, uważają, że wszystko wiedzą i robią najlepiej, a reszta świata może im niech inni zobacząPokutuje zasada, że jeśli jest za co pochwalić, to ludzie na pewno to zrobią. Nie musisz mówić, że radzisz sobie w pracy, inni to widzą. Rodzina wie, że dbasz o porządek. To żadna tajemnica, że grasz w siatkówkę, składasz origami, zwiedzałaś Machu Picchu, nie trzeba tego rozgłaszać całemu światu. A co jeśli ktoś tych atutów mimo wszystko nie dostrzega? Cóż, najwyraźniej te osiągnięcia nie są tak wspaniałe, jak ci się może jest na odwrót, osiągnięcia wspaniałe są, tylko inni to ignorują? W takim razie dobrze by było ich uświadomić. Ale jak? I tu leży pies pogrzebany, bo to nie tyle chwalenie się jest złe, ile wykonanie i ‘wrażenia artystyczne’. Łatwo stać się arogancką samochwałą, jak w wierszyku Brzechwy – pochwalnych słów jest za dużo, są przejaskrawione, w dodatku powtarzane dziesiątki razy. Schowane pod płaszczykiem ‘nieszczęścia’ (och, to już dziesiąty facet dzisiaj mnie podrywał, nie wiedziałam, że z tymi obcisłymi dżinsami będzie tyle kłopotu), co drażni podwójnie, bo mamy jeszcze na dokładkę hipokryzję i zwykłe dopraszanie się o też przechwałki na wyrost, które brzmią raczej jak opowiadanie o wymyślonej, idealnej wersji siebie, a nie tej prawdziwej, zupełnie jak w opowieściach o taaaaakiej rybie, która z każdą kolejną imprezą zyskuje dodatkowe centymetry – a w chwaleniu się powinno przecież chodzić o podkreślenie faktów, nie lepsza od was!Największym grzechem jest jednak to, że chwaląc siebie, umniejsza się innych, wręcz się ich poniża. To bardziej podkreślanie swojej przewagi nad resztą niż duma z własnych osiągnięć. Wysyłanie komunikatu – wy byście tak nie dali rady. Pobiłam was, cieniasy! Widzicie, zawzięłam się i schudłam, nie to co te grube loszki, leniwe i bez silnej woli. Tak, udało mi się, a ty co, nie wiedziałaś, że tak można? Zamiast – okazałam się najlepsza, zrealizowałam swój plan, wytrwałam, nie dałam się słabościom. Bez wtrętów o marności konkurentów, bez przedstawiania ich jako patałachów, nieudaczników i frajerów. Takie stawianie sprawy raczej nie wzbudzi sympatii, zresztą, to poniekąd umniejsza własny sukces, bo skoro oni tacy beznadziejni, to żadna sztuka z nimi chwaleniu trzeba po prostu unikać gwiazdorzenia, popisywania się, wytykania reszcie ich niedostatków, traktowania z góry. Naprawdę można się promować z klasą, zyskując uznanie otoczenia, a nie pełne niechęci spojrzenia. Niestety, nauka tej sztuki jest mało popularna, dlatego wychodzi, jak ludzi bardziej się przechwala niż chwali. Wspomina o czymś, by towarzystwu utrzeć nosa, pokazać, jak bardzo się wyróżnia z tej godnej pożałowania szarej masy. I trudno się wtedy dziwić niechęci do samochwał, bo nikt nie lubi czuć się gorszy. Wolimy, gdy czyjeś słowa stają się inspiracją, zachętą do odważniejszego działania, gdy zaś ktoś pokazuje, że inni to dla niego jedynie tło bez wartości, które ma bić oklaski lepszym od siebie, budzi to zrozumiały jest też brak wyczucia. Bo to mało taktowne przez trzy godziny nawijać o podwyżce i nowym super stanowisku, gdy koleżanka tydzień temu wyleciała z pracy i chwyta się dorywczych, mało ambitnych zajęć. Mało sympatyczne, gdy kobiecie, która kolejny raz z rzędu poroniła, pokazuje się przez cały wieczór wszystkie zdjęcia własnych uroczych bobasków. Niezbyt fajne, rozpływać się z zachwytem nad narzeczonym serwującym każdego poranka naleśniki udekorowane serduszkami z czekolady, gdy przyjaciółka jest świeżo po zerwaniu zaręczyn. Czasami naprawdę lepiej się ugryźć w język, bo mówiąc o sobie kopie się leżącego, a to na pewno nie jest czyn godny tutaj jestem!Zniechęcane do chwalenia się nie umiemy tego robić również wtedy, gdy decyduje to o naszej przyszłości. To między innymi przez przesadną skromność gorzej radzimy sobie na rynku pracy, bo nie wiemy jak się zareklamować, unikamy ryzyka, rzadziej negocjujemy podwyżki oraz awanse. Boimy się, że nie jesteśmy wystarczająco dobre, ponieważ samoocenę uzależniamy od opinii środowiska, a ono nie zawsze nas docenia. Zwłaszcza w pracy, gdzie każdy skoncentrowany jest na własnej jednak przez lata się słyszało, że wystarczy poczekać, aż świat dostrzeże naszą wartość i wyciągnie życzliwą rękę, to strasznie ciężko wyjść przed szereg, by zademonstrować swoje atuty. A jak się ośmieszę? A jeśli nie mam racji? A może inni są jeszcze lepsi? Nie, bezpieczniej się nie wychylać, zamiast tego trzeba jeszcze ciężej popracować i upragniona chwała nadejdzie. Ona zaś często nie nadchodzi, bo jesteśmy w pracy, a nie utopijnym raju, gdzie dobro zawsze zwycięża. Dlatego górą są zwykle ci, którzy potrafią w umiejętny sposób podkreślić swoje zasługi i tu pojawiają się kolejne schody, bo nie zawsze wiadomo, kiedy wypada się pochwalić i co dokładnie należy powiedzieć – często próba autopromocji wygląda jak desperacka prośba o uznanie albo podszyta agresją litania wyrzutów, czemuż to nikt, do diabła, nie widzi, jak haruję. Brakuje konkretów i przekonania o słuszności własnych wpierw trzeba mieć się, czym pochwalić. Autopromocja tak źle się kojarzy, ponieważ coraz częściej to tylko efektowna sprzedaż małowartościowych rzeczy. Takie, brzydko mówiąc, g… w błyszczącym, złotym papierku. Widać to w reklamie, widać to także u ludzi – wystarczy ładna otoczka i właściwy dobór słów, kompetencje są mało istotne. Czcze ona mówi?Można to zmienić, chwaląc się wiarygodnie, bez fantazjowania i zabawy w mistrza fałszywego marketingu. Chwalenie się z umiarem i wyczuciem przynosi dużo większe profity niż pokorne czekanie w kącie, aż jacyś dobrzy ludzie odnajdą – dzięki temu kobiety wreszcie mogłyby pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia wiecznego niedocenienia, które nierzadko jest efektem właśnie tej przesadnej skromności i strachu przed łatką chwalipięty. Aczkolwiek ten strach nie jest tak zupełnie nieuzasadniony, bo co z tego, że elegancko zwrócimy uwagę na własne przymioty, jeśli druga strona zaraz dopatrzy się w tym najpodlejszych wiemy, jak się dobrze chwalić, nie wiemy też, jak na takie wypowiedzi reagować, nawet gdy nie ma w nich cienia bufonady. Po co ona to mówi? Chce mi dogryźć? Nierzadko bierzemy te słowa bardzo do siebie – aha, ona chwali się udanym projektem, pewnie chciała subtelnie wytknąć, że mnie szef objechał trzy tygodnie temu. Dla jednych chwalenie się jest czynnością niepotrzebną, czymś małostkowym, świadczącym o zarozumiałości. Zwykła chełpliwość. Ale drudzy ripostują – a niby czemu nie wolno mówić o sukcesach? One nie spadły z nieba. Milczeć, bo leniom jest przykro? Niech się wezmą za siebie, bo najwyraźniej to im doskwiera, że oni niczym nie mogą się pochwalić, i chcą by wszyscy zeszli do ich miernego kłuje w oczy, bo w wielu przypadkach po prostu wywołuje zazdrość, że ktoś się czegoś nauczył, zdobył się na odwagę, rozwinął w sobie pożądane zalety. I tu bardzo wiele zależy właśnie od odbioru, czy uzna się historię za inspirującą, czy obudzi ona potwora o zielonych oczach. Będzie się w stanie okazać szacunek do włożonej pracy? Czy może skwituje się to złośliwym ‘phi, też mi powód do dumy’?
Małżeństwo mieszane to takie, w którym jedna strona jest ochrzczonym praktykującym katolikiem, a druga nie.Może to być osoba w ogóle nieochrzczona (także wyznająca inną, niechrześcijańską religię); osoba ochrzczona poza Kościołem katolickim (w innej wspólnocie chrześcijańskiej – na przykład prawosławna lub protestant); osoba, która formalnym aktem odstąpiła od
Gość 19:49 Mam jakiegoś czasu słucham rapera (...) Który dużo przeklina kiedy dowiedziałem się że to grzech. Przestałem go słuchać,mam pytanie czy grzechem jest Słuchanie piosenki z przeklenstwami nie dla tekstu? chwalenie się w piosenkach dla tak zwanego "image"To grzech? 1. Pewnie się nie znam. Ale czy to nie jest tak, że w rapie liczą się głowni słowa? Przecież melodii to właściwie żadnej nie ma, a rytm jest do bólu powtarzalny... 2. A nie w piosenkach można? Akurat z tego chyba nie ma co robić wielkiego problemu. Tyle że pozerstwo jest po prostu śmieszne. Niezależnie od tego, czy taki samochwałą to raper, kolega z klasy, szef w pracy czy ksiądz. J.
Zgodnie z 1 Koryntian 6.12 odpowiedź brzmi 'tak.'. Nie powinniśmy być od niczego uzależnieni. Nie powinniśmy dopuścić, abyśmy byli kontrolowani/ zniewoleni przez cokolwiek. To z pewnością dotyczy kofeiny. Gdy spożywana z umiarem, kofeina nie jest grzechem. Gdy ktoś jest uzależniony i zależny od działania kofeiny, to staje się to
Zasadnicza różnica! Chwalenie jest niekonkretne, a docenia się za coś. Chwalenie wzbudza podejrzliwość i może nie przynosić korzyści, za to docenianie buduje poczucie wartości i informuje, co zostało wykonane dobrze. Nie mówimy więc: „Jesteś super”, ale np: „Myślę, że jesteś dobry w ortografii, twoje wypracowanie prawie nie ma błędów”. Samo – „Jesteś super”, wzbudza pytania: Co to znaczy super? Czy, aby na pewno jestem dobry, a może chwalą mnie na wyrost? Jeśli wiem, dlaczego jestem wart docenienia, mogę na tym budować następne sukcesy, daje mi to pewność siebie gwarancję, że w czymś jestem dobry i mogę sobie zaufać. Temat doceniania i chwalenia przyszedł mi do głowy z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że ciągle jest mało obecny w szkole. A po drugie jak bumerang pojawiają się artykuły o szkodliwości chwalenia młodych ludzi. W ostatnim numerze pisma Focus (6/189) w artykule Andrzeja Federowicza pt.: Azjatyckie tygrysy kontra zachodnie mięczaki, czytamy: „Przesadne zadowolenie z siebie może zabić największy talent” . Dalej przytaczane są badanie mające świadczyć o tym, że osoby chwalone i doceniane nie podejmują wyzwań. Claudia Muller przeprowadziła eksperyment, w którym wszystkim dzieciom powiedziano, że poradziły sobie z zadaniem wspaniale, ale tylko połowa dzieci została pochwalona za wysoką inteligencję, reszta usłyszała, że „solidnie się napracowały”. W następnym sprawdzianie, w którym uczniowie mogli sami wybrać zadania w zależności od ich trudności, pierwsza połowa uczniów decydowała się na zadania łatwiejsze. Pozostali nie bali się ryzyka. Dla mnie jest to nie do uwierzenia. Może przyczyna leży właśnie w chwaleniu, a nie – docenianiu? Nie wiem, ale martwią mnie wnioski, które pochopnie można wyciągnąć z tak przedstawionych badań. Czytamy w artykule: „Okazało się, że ci, którzy mocno wierzyli w swoje możliwości, wcale nie osiągali później lepszych wyników” Na koniec artykułu polecana jest książka Amy Chua, w której matka dwóch córek propaguje twardy „wychów” dzieci. Może (na pewno tak) nie jestem naukowcem przeprowadzającym BADANIA. Kieruję się tylko długoletnim doświadczeniem pracy nauczycielskiej. A z niego wynika, że kwiat niepodlewany więdnie, zaś dziecko niedoceniane traci! Rozmawiałam dziś ze studentką, która zwierzyła i się z historii poniżeń jakie przeszła w szkole. Nagany za literę b pisaną odwrotnie, za brzydki charakter leworęcznego pisma, za kiepskie rysunki, za brak sukcesów w matematyce itd. Teraz kończy studia, używa komputera. Nie ma znaczenia, czy bazgrze i jak pisze b, zapisała się na kurs rysunku i okazuje się, że idzie jej nieźle. Ale niestety nie wierzy w siebie, nie wierzy, że jej się coś uda, chciałby, aby ktoś jej powiedział co ma w życiu robić, boi się pracy i nowych wyzwań. A może to odosobniony przypadek?
Pycha w wierze chrześcijańskiej jest grzechem ciężkim, przejawiającym się w buncie przeciw Bogu, a nawet postawieniu w jego miejsce siebie. To grzech, który popełnili Adam i Ewa, postępując niezgodnie z wolą Boga. Oczywiście człowiek jest tylko człowiekiem i zdarza mu się błądzić oraz grzeszyć.
Spowiedź z poczucia obowiązku sama w sobie nie jest czymś złym, nawet jeśli nasze postanowienie poprawy jest bardzo niedoskonałe - mówi Dariusz Kowalczyk SJ. Ojcze Profesorze, zdajemy sobie sprawę, że Pan Bóg jest miłosierny i w swojej miłości przebaczy nam grzechy, które szczerze wyznamy, ale jak wyznać szczerze grzechy, kiedy "boimy się" reakcji księdza? Jeśli odczuwamy coś, co nazywamy strachem przed spowiednikiem, to warto się nad tym dłużej zastanowić. Na czym ten "strach" właściwie polega i jakie są jego przyczyny? Jest rzeczą naturalną, iż wyznawanie grzechów, szczególnie niektórych, nie przychodzi nam łatwo. Odczuwamy wstyd, zażenowanie. Boimy się, że usłyszymy od spowiednika coś, co będzie dla nas trudne. W tej sytuacji trzeba sobie uświadomić, że tego rodzaju emocje są częścią pokuty. Wyznawanie grzechów nie jest błahostką, ale sakramentem właśnie pokuty. Bóg jest miłosierny, lecz to nie znaczy, że mamy "bezstresowo" podchodzić do naszych grzechów, bo przecież i tak nam przebaczy… Może być też tak, że mieliśmy jakieś niedobre doświadczenie w konfesjonale, które rzutuje na teraźniejszość. W takiej sytuacji pomódlmy się za spowiednika, który nas zranił. Może zabrakło mu kompetencji, może miał zły dzień, może jest cukrzykiem i miał trudny moment właśnie, kiedy mnie spowiadał… I powierzmy nasze zranienie Bogu. Warto w tym kontekście wspomnieć tutaj o tym, co opowiedział mi pewien współbrat. Poszedł kiedyś do spowiedzi do jednej z rzymskich bazylik. Spowiednik w pewnym momencie zaczął na niego krzyczeć, ale współbrat nie miał pojęcia, z jakiego powodu. Sytuacja zrobił się na tyle absurdalna, iż współbrat oznajmił spowiednikowi, że chyba zaszło jakieś nieporozumienie i wstał od konfesjonału. Wyspowiadał się u innego spowiednika. "Przecież nikogo nie zabiłem, nie mam grzechu ciężkiego, po co mam iść do spowiedzi?" - nie raz słyszę od znajomych. Grzech ciężki to przecież nie tylko zabójstwo? Warto tutaj zauważyć, że przez wiele wieków sakramentalna pokuta odnosiła się jedynie do grzechów ciężkich. Nieznana była w Kościele spowiedź sakramentalna z grzechów lekkich, które ze swej natury mogą zostać odpuszczone na wiele innych sposobów. Dość powiedzieć, że taki na przykład św. Augustyn po swoim nawróceniu i przyjęciu chrztu nigdy nie musiał przystępować do kanonicznej pokuty. Na przestrzeni wieków praktyka się zmieniła, choć istota pozostała ta sama. Obecnie drugie przykazanie kościelne mówi, że każdy wierny jest zobowiązany przynajmniej raz w roku spowiadać się ze swoich grzechów. Ponadto jesteśmy zachęcani do tzw. spowiedzi z pobożności, czyli z grzechów lekkich, które jako takie nie są przeszkodą, by przyjąć Komunię świętą. Dlaczego zatem się spowiadać, skoro sumienie nie wyrzuca nam żadnego grzechu ciężkiego? Sądzę, że wiele osób mogłoby w oparciu o własne doświadczenie odpowiedzieć, że praktykują regularną spowiedź, bo czują się do niej zaproszeni przez Chrystusa, który jest obecny i działa w swoim Kościele. Nie powinniśmy ograniczać swego religijnego życia tylko do tego, co konieczne, co nas obowiązuje pod sankcja grzechu ciężkiego. Warto rozwijać się, otwierać się na działanie Boga we własnym życiu, nieustannie nawracać… Regularna spowiedź może nam w tym pomóc. Bywa też tak, że przekonywanie siebie i innych, że nie ma się żadnej potrzeby, by pójść do spowiedzi, wskazuje na jakiś ukryty problem. Może czujemy, że spowiedź sakramentalna coś w nas odkryje, do czego sami przed sobą nie chcemy się przyznać tkwiąc w pewnym zakłamaniu. Po szczerej spowiedzi, po odejściu od kratek konfesjonału - w oczach mamy łzy… I znowu jesteśmy blisko Pana Boga, pewni, że chcemy skończyć z grzechem… Dlaczego niekiedy aż tak trudno porzucić to, co niszczy miłość i wiarę a często prowadzi donikąd? To jest pytanie: Czy rzeczywiście chcemy skończyć z grzechem? Innymi słowy: Czy chcemy się nawracać? Niekiedy traktujemy spowiedź nie jako element rzeczywistego nawrócenia, ale jako jedynie obowiązek albo ryt, który pozwala nam poczuć się lepiej. Można by rozróżnić pomiędzy chrześcijańskim i pogańskim traktowaniem spowiedzi. W postawie chrześcijańskiej chodzi o nawracanie serca ku Bogu w Kościele i konkretne szukanie woli Bożej. Pogańskie (magiczne) traktowanie spowiedzi polega natomiast na odbyciu rytu, który daje mi na moment poczucie czystości, aby móc przyjąć Komunię, przez co mogę zapewnić sobie przychylność Boga. Tymczasem trzeba pamiętać, że uzyskanie sakramentalnego odpuszczenia grzechów, to nie jednorazowe wydarzenie, ale element drogi. Potrzebny jest ciąg dalszy. Trzeba prosić Boga, abym ujrzał brzydotę grzechu, abym nie dawał się oszukiwać po raz kolejny pokusom przedstawiającym grzech jako coś dla mnie przyjemnego, dobrego. Są grzechy, które bywają swego rodzaju nałogiem. Ich popełnianie przynosi nam chwilową ulgę. Grzeszymy też niekiedy z lęku… Krzywdzimy innych, bo się boimy, że inni skrzywdzą nas, że coś stracimy. Nie wystarczy zatem krótki rachunek sumienia przed traktowaną rytualnie spowiedzią. Warto regularnie podejmować na modlitwie refleksję nad swymi postawami i czynami. Taka refleksja to nic innego, jak rachunek sumienia. Mistrzem może być tutaj św. Ignacy Loyola, który dał nam wiele wskazówek na temat, jak robić regularny, codzienny rachunek sumienia. (zobacz rownież: Rachunek sumienia w codziennej modlitwie) Co w momencie, kiedy spowiedź traktujemy jako obowiązek? Czy taka spowiedź jest ważna? Wyznajemy grzech, ale i tak wiemy, że jeszcze z nim nie skończymy… Spowiedź z poczucia obowiązku sama w sobie nie jest czymś złym, nawet jeśli nasze postanowienie poprawy jest bardzo niedoskonałe. Wręcz przeciwnie, pozwala nam nie zagubić się zupełnie. Ale jesteśmy wezwani do czegoś więcej. Bo przecież Bóg chce wejść z nami w osobistą relację, a nie być jedynie jakimś Policjantem patrzącym, czy wypełniamy obowiązki. Weźmy przykład. Ktoś spowiada się od lat, że opuszcza niedzielną Mszę świętą. Spowiada się i znowu opuszcza. Nie ma żadnej poprawy. I prawdopodobnie nie będzie, jeśli niedzielna Msza jest traktowana jedynie jako w gruncie rzeczy niezrozumiały, formalny obowiązek. Sytuacja może zacząć się zmieniać, kiedy doświadczymy Jezusa osobiście, kiedy w spowiedzi spotkamy Jezusa, który mówi mi: Kocham Cię, pragnę, abyś był blisko Mnie, bo to dla Ciebie dobre; nie odchodź ode mnie w grzech. Wówczas Msza staje się spotkaniem z żywym Bogiem, który nas zaprasza do stołu Słowa, Ciała i Krwi Pańskiej. Wówczas tak zaplanujemy niedzielę, aby być na Mszy, bo będziemy czuli się zaproszeni przez samego Boga. Może nie wszystko od razu będzie idealnie, ale coś drgnie i spowiedź przestanie być swoistym wahadłem: grzech, przebaczenie, ten sam grzech itd. Poczujemy, że nie kręcimy się w kółko, ale idziemy naprzód. Jeśli będziemy mieć w sercu obraz kochającego i wybaczającego Boga, nie będzie wiązało się to z przyzwoleniem na "małe grzeszki"? Przecież wiemy, że Pan Bóg i tak nam wybaczy… Wyobraźmy sobie syna, który rani matkę, ale matka mu zawsze przebacza, z czego syn wyciąga wniosek, że może matkę zranić kolejny raz, bo i tak mu przebaczy. Powiemy, i będziemy mieli rację, że to chora sytuacja, a nie doświadczenie miłosierdzia. Bóg robi wszystko, aby ocalić grzesznika, ale brzydzi się grzechem. Kategoria "gniewu Bożego" wciąż jest aktualna. W Bogu gniew jest wyrazem miłości, która cierpi, kiedy grzech niszczy człowieka. Jezus modli się z krzyża za swoich prześladowców, ale wcześniej wypowiada wiele mocnych słów chłoszcząc zakłamanie, obłudę, niesprawiedliwość. Nie róbmy z orędzia o miłosierdziu usprawiedliwienia dla naszego zakłamania i przywiązania do grzechu. Pamiętajmy też o słowach Jezusa: "Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie" (Mt 7,21). W życiu chrześcijańskim chodzi o rozeznawanie i pełnienie woli Ojca. Przystępując do spowiedzi, trzeba mieć w sercu prawdziwy, ewangeliczny obraz Boga. A Bóg Jezusa Chrystusa, to Bóg miłosierny, który jednak wypali każdy grzech, bo w Bożym Królestwie nie ma miejsca dla grzechu. Z grzechem bowiem nie ma żartów. Jego owocem ostatecznie jest śmierć. Grzech nas oblepia i może sprawić, że już nie będziemy zdolni otworzyć się na Boże miłosierdzie. Zauważmy, że postawa: "Mogę trochę pogrzeszyć, bo Bóg i tak mi wybaczy", znajduje się blisko tego, co Pismo święte nazywa "grzechem przeciwko Duchowi Świętemu". Grzech ten nie może zostać przebaczony, ale nie dlatego, że miłosierdzie Boże jest ograniczone, lecz dlatego, że człowiek lekceważąc działanie Ducha staje się zamknięty na Boga i przebaczenia po prostu nie przyjmuje. A co z grzechami, które wstydzimy się wyznać? O tym już trochę mówiliśmy, wstyd łączy się bowiem z lękiem. Wstyd może być zdrową reakcją na nasze czyny. Wstydzimy się, bo jest czego się wstydzić. Nie jesteśmy bezwstydni, i dobrze. Ale istnieje też wstyd nieadekwatny do sytuacji, który wcale nie pomaga nam w nawróceniu, ale sprawia, że zamykamy się sami w sobie. Dobry, zdrowy wstyd idzie w parze z pokorą. Zły, chory wstyd jest natomiast przejawem pychy, często ukrytej. Poczucie wstydu może stać punktem wyjścia do refleksji nad sobą, do rachunku sumienia. Możemy sobie zadać sobie pytania: Jakich uczynków i myśli się wstydzę? Dlaczego właśnie tych? Najbardziej wstydliwe wydają się grzechy dotyczące seksualności, na przykład masturbacja. Być może jednak powinniśmy odczuwać większy wstyd z powodu innych grzechów, takich jak na przykład złe mówienie o innych, bezsensowne kłótnie, chciwość, egoizm. Niekiedy sądzimy, że grzechy, których najbardziej się wstydzimy, są najcięższe, i w konsekwencji koncentrujemy się na nich. Ale to może być błędem, który sprawia, że przez całe lata nie dostrzegamy tego, co najważniejsze w duchowym, moralnym wymiarze naszego życia. Prośmy Boga o zdrowe poczucie wstydu, które, nawet jeśli jest przykre, stanowi swoistą busolę w rozeznawaniu między dobrem i złem. Przychodzi mi jeszcze jeden konkretny aspekt poruszanej sprawy. Niekiedy jest tak, że wstydzimy się, bo znamy osobiście księdza, który siedzi w konfesjonale. Można to zrozumieć. Dlatego nie ma niczego złego w tym, by - o ile to możliwe - wybrać sobie spowiedź o księdza, który nas nie zna. Trzeba jednak uważać, by tak postępując nie wejść w jakąś nieszczerość przed Bogiem i przed samym sobą. Wstyd przed znajomym księdzem może bowiem brać się z tego, że nie chcemy poprawiać się z popełnianych grzechów. Mimo, że postanawiamy poprawę poprawy - do konfesjonałów są długie kolejki… Czy jesteśmy zbyt słabi? Czy zbyt często nie potrafimy “odciąć się" od grzechu? Jan Paweł II też często się spowiadał, chociaż w kolejce do konfesjonału nie stał. Spowiednicy przychodzili do niego. Z tego jednak nie wynika, że nie potrafił odcinać się od grzechu. W tzw. spowiedzi z pobożności, kiedy penitentowi sumienie nie wyrzuca żadnych grzechów ciężkich, chodzi nie tyle o odcinanie się od poważnych grzechów, do których ciągle powracamy, ale o realizowanie coraz większego dobra. Kiedy skonfrontujemy nasze codzienne życie z przykazaniem miłości Boga i bliźniego, to zawsze dostrzeżemy niedostatki, czy też zaniedbania. Jesteśmy słabi, ale nie na tym polega nasz główny problem. Św. Paweł, Apostoł narodów, też doświadczał słabości. Ale kiedy prosił, by Pan odjął od niego tę słabość, to usłyszał: "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". Z czego Apostoł wyciąga konkluzję: "Będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa" (2 Kor 12,9). Właśnie! Spowiedź może nam pomóc w zobaczeniu swoich słabości i w otworzeniu się na Chrystusową moc. Nie martwiłbym się zatem długimi kolejkami do spowiedzi. One mnie cieszą. Oby tylko te spowiedzi przynosiły większy, chciany przez Boga, owoc. W wymiarze indywidualnym, ale także społecznym. Dlatego tak ważne jest, byśmy w sakramencie pokuty widzieli żywego Boga, który nas kocha i mówi nam prawdę, a nie "magiczny" ryt oczyszczenia.
Data: 2013-06-28 21:19. Jest grzechem. Tak samo ciężkim, gdybyś popełniała go nie będąc mężatką. Nie babraj się w to dalej, to, ze na razie nie czujesz frustracji zastępując w ten sposób współżycie, nie oznacza, ze za jakiś czas nie będziesz odczuwała frustracji po każdej popełnionej masturbacji, nie łudź się, z tego
Niektórzy ludzie uważają, że każdy rozwód jest grzechem, a nawet grzechem ciężkim. Argumentują to tym, że przecież ludzie rozwodzą się w sposób świadomy i dobrowolny, a poza tym dokonuje się duże zło ponieważ rozstają się ludzie, którzy przed Bogiem przysięgali sobie wytrwanie do śmierci, a dodatkowo cierpią na tym dzieci.
9mrflP. kl4f0m4nxs.pages.dev/89kl4f0m4nxs.pages.dev/98kl4f0m4nxs.pages.dev/75kl4f0m4nxs.pages.dev/59kl4f0m4nxs.pages.dev/65kl4f0m4nxs.pages.dev/49kl4f0m4nxs.pages.dev/17kl4f0m4nxs.pages.dev/33
czy chwalenie się jest grzechem